Noszenie w chuście vs. noszenie na rękach – co na to nasz kręgosłup

W czasie, kiedy jeszcze noszenie w chuście było moją codziennością, często spotykałam się z komentarzami typu: „ale Pani musi być ciężko”, „po takim noszeniu kręgosłup będzie do wymiany”, „nie bolą Pani plecy?” itp. Gdybym za każdą taką uwagę dostawała złotówkę, to kilka złotych by się uzbierało. Pierwszą ripostą, która mi się nasuwała w takich momentach było: mój kręgosłup – moja sprawa. Jestem jednak osobą z natury niezwykle uprzejmą to zazwyczaj odpowiadałam, że ciężko to jest nosić dziecko na rękach! Mam dwoje dzieci i przetestowałam dwa sposoby pielęgnacji niemowląt – z chustą i bez niej.

Nosić, czy nie nosić, oto jest pytanie

Przede wszystkim musimy zastanowić się, czy w ogóle da się wychować dziecko bez noszenia. Zdecydowanie się nie da! Ktoś może być zwolennikiem wychowania w zimnym chowie (co dla mnie brzmi jak okrutna tortura), ale chce, czy nie, niemowlaka po schodach znieść musi, sam nie zejdzie. A w rozsądnym, empatycznym rodzicielstwie, momentów, w których dziecko trzeba wziąć na ręce jest zdecydowanie więcej. O tym jak ważne jest zaspokajanie potrzeby bliskości u dzieci pisałam już tutaj.

Na rękach też można

Nosząc na rękach nie jesteśmy w stanie przez dłuższy czas zapewnić dziecku odpowiedniej pozycji ( o prawidłowej pozycji pisałam tutaj). Najczęściej nosimy dzieci w pionie z nóżkami prostymi, a taka pozycja wywołuje bardzo duże przeciążenia dla małego kręgosłupa, który zaraz po urodzeniu jest w stanie kifozy całkowitej (tzn. na całym odcinku wygięty jest w łuk).

Dopiero moment, kiedy dziecko samodzielnie usiądzie jest sygnałem, że mięśnie grzbietu są wystarczająco silne, żeby utrzymać wyprostowany kręgosłup! A kiedy ten moment następuje? W wieku 6-7-8-9 miesięcy, czasem nawet później. A my zaczynamy nosić dzieci w pionie na rękach duuużo wcześniej.

I musimy rozróżnić noszenie dziecka w pionie na rękach a noszenie w pionie w chuście. W tym drugim przypadku, dzięki podwiniętej miednicy i pozycji zgięciowo-odwiedzeniowej, pionizacja nie występuje!

Nasz komfort też jest ważny

Ale nie na dzieciach miałam się w dzisiejszym wpisie skupić, a na nas – noszących, a konkretnie na naszych kręgosłupach, o których nie możemy zapominać.

Przez wspomnienia związane z pierwszym rokiem życia mojej starszej córci, którą nosiłam tylko na rękach, nieustannie przewija się ból pleców i nadgarstków. No bo jak wygląda takie noszenie na rękach? Kiedy trzymamy maluszka w poziomie w pozycji tzw. fasolki lub kołyski, nasze ręce, okalające i podtrzymujące ciało dziecka, ciągną do przodu nasze barki i głowę powodując nadmierną kifozę naszego odcinka piersiowego.

Kiedy nosimy dziecko w pionie na wysokości swojej klatki piersiowej, odchylamy się do tyłu fundując hiperlordozę odcinkowi lędźwiowemu naszego kręgosłupa.

A kiedy nosimy dziecko na biodrze, wypychamy biodro, na którym opiera się dziecko, na zewnątrz, a nasz kręgosłup wygina się w esyfloresy.

Oj, boli!

Nic więc dziwnego, że takie noszenie powoduje u noszącego ból i dyskomfort! Noszenie dziecka w chuście sprzyja naszej prawidłowej postawie, bo nie musimy walczyć o pozycję i utrzymanie dziecka siłą naszych rąk i pleców, bo chusta robi to za nas.

Jak wiązać?

Duże znaczenie ma oczywiście wybór wiązania, w jakim nosić będziemy maluszka. Odpowiedni przebieg materiału w wiązaniach takich jak kangur i plecak prosty prowokuje nasz kręgosłup do wyprostu i zachowania prawidłowej postawy.

Dodatkowo dobrze dociągnięty materiał chusty odciąża nasz kręgosłup, sprawiając, że noszenie jest znacznie bardziej komfortowe! Z pierwszego roku życia młodszego synka, którego nosiłam w chuście, nie pamiętam bólu pleców, bo takiego nie odczuwałam!

Mięśnie dna miednicy

Ale to nie wszystko! Kojarzycie mięśnie dna miednicy? To te mięśnie, które odpowiadają m.in za utrzymanie narządów rodnych na swoim miejscu, utrzymanie moczu w pęcherzu, a także za komfort naszego życia seksualnego. Ciąża i poród bardzo je osłabiają. A wiecie co jeszcze ma negatywny wpływ na mięśnie dna miednicy? Dźwiganie i nieprawidłowa postawa! Brzmi jak synonim noszenia dziecka na rękach.

W aspekcie dbania o mięśnie dna miednicy chusta przychodzi nam z odsieczą. Ale również i w tym przypadku wybór wiązania ma ogromne znaczenie. Kangur i plecak prosty są i tu najlepszą opcją.

Polecam z własnego doświadczenia

I nie piszę tego wszystkiego jako chusto-fanatyczka, która chce Was zwabić do swojej sekty. Serio! Piszę to jako matka, dla której chusta była wielkim ułatwieniem w codziennym życiu. Szczerze nie rozumiem skąd bierze się ta cała krytyka skierowana przeciwko noszeniu w chuście.

Wydaje mi się, że panuje błędne przekonanie, że jeśli rodzic decyduje się na chustę to musi przywiązać nią dziecko do siebie na całą dobę. Albo od razu wstąpić do chusto-sekty, zmienić całą swoją ideologię i koniecznie spalić wózek. A ja często powtarzam rodzicom, z którymi się spotykam, że:

Chusta jest narzędziem, które ma nam ułatwić codzienne funkcjonowanie!

Podobnie jak wózek, krzesełko do karmienia, czy inne gadżety. A jeśli dodatkowo wspiera prawidłową postawę naszą i dziecka i ma mnóstwo innych zalet (o nich tutaj ) to chyba warto dać jej szansę.

Poza tym tyle ostatnio mówi się o powrocie do natury – kupujemy naturalne kosmetyki, zdrową, naturalną żywność, czemu więc na naturalność nie postawić również w kwestii transportowania dzieci?

Noszenie w chuście wzbudza taką sensację (dla mnie niezrozumiałą), a przecież to narzędzie znane dużo wcześniej niż wózek. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest to rozwiązanie dla każdego. Rozumiem to i szanuję decyzję każdego rodzica, który nie chce nosić w chuście.